Godzina 21.00. Powoli mrok ogarnia całą ziemię. Tak jak na Golgocie. Dookoła mnie ludzie ubrani w kamizelki odblaskowe rozmawiają o czymś po cichu. Ktoś wyjmuje krzyż. Zaczyna się.
W Świętej Wodzie swój początek mają dwie drogi. Jedni wybierają ekstremalną i idą w kierunku Sokółki. To tylko 40 km. Niby nic takiego. Samochodem - niecała godzina drogi. Na nogach trochę dłużej: całą noc. Trasa jest różnorodna: czasem asfalt, czasem las. Ale jest też druga możliwość: radykalne rozwiązanie, trasą w stronę Jurowiec.
Skąd w Białymstoku pomysł na Radykalną Drogę Krzyżową?
Inspiracją była krakowska Ekstremalna Droga Krzyżowa księdza Jacka Stryczka.
- Moja koleżanka udostępniła na Facebooku informację o EDK i o tym, że można się zgłaszać, by utworzyć rejon. Niestety nie miałem jak jechać na szkolenie, więc razem z księdzem wymyśliliśmy, że próbujemy robić to na własną rękę. - opowiada organizator RDK, Piotrek Rydzewski. - Ksiądz załatwił rozważania napisane przez ks. Jerzego Sokołowskiego i wspólnie wytyczyliśmy trasę. Stwierdziliśmy, ze nie będziemy robili ogłoszeń, każdy z nas pozapraszał znajomych. Info szło pocztą pantoflową.
Pierwsza RDK odbyła się w 2013 roku. Trasa wiodła z parafii w Grabówce, przez Supraśl, Nowodworce, Wasilków i Jurowce aż do parafii Miłosierdzia Bożego w Białymstoku. Miała około 40 kilometrów.
- Wtedy pierwszy raz wyszliśmy na wspólną drogę. Była nas szóstka. Szliśmy osiem godzin, przy piętnastostopniowym mrozie i silnym wietrze. Ale było warto: dopiero wtedy poczuliśmy, co to znaczy nie móc się modlić i czym jest prawdziwa walka ze sobą i swoimi słabościami - wspomina Piotrek.
W następnym roku młodzi postanowili kontynuować Radykalną Drogę Krzyżową. Byli w kontakcie z organizatorami EDK w Krakowie, ale nadal nikt z Białegostoku nie był na szkoleniu. Na prośbę krakowskich organizatorów nazwa białostockiej drogi została zmieniona - z Ekstremalnej na Radykalną.
- Stwierdziliśmy, że bez szkolenia sobie poradzimy. Tak powstała Radykalna Droga Krzyżowa - radykalnie wymagająca, ale i radykalnie zakorzeniona w Chrystusie - wyjaśnia Rydzewski.
W 2014 roku zamiast jednej trasy białostocczanie wyznaczyli cztery, o różnych długościach: dwa razy po dwadzieścia kilometrów, jedną długości czterdziestu i najdłuższą - sześćdziesięciokilometrową. Początek - w parafii św. Stanisława w Białymstoku. Meta - w parafii Miłosierdzia Bożego. Dzięki większemu nagłośnieniu RDK na trasy wyruszyło kilkadziesiąt osób.
Po co to wszystko?
Piotrek mówi, że tak przeżyta Droga Krzyżowa daje minimalną szansę, by poczuć
to, co mógł czuć Chrystus. Narastające zmęczenie, ból, znużenie porą, cisza -
to wszystko daje inne przeżycia niż odprawianie tego samego nabożeństwa w kościele.
I pozwala z innej perspektywy spojrzeć na misterium Męki naszego Pana. Taka
droga krzyżowa to też sprawdzenie siebie, swoich sił, swojej wytrwałości.
W 2015 roku drogi krzyżowe były w zasadzie trzy.
Radykalna, Ekstremalna... i parafialna. Radykalna z trzema trasami - do wyboru
piętnaście, trzydzieści i czterdzieści pięć kilometrów, startująca w parafii
św. Kazimierza w Białymstoku, Oficjalna EDK - rozpoczynająca się z Świętej
Wodzie i parafialna - bo ludzie z parafii Bożego Miłosierdzia wytyczyli jeszcze
jedną, własną trasę.
- W 2015 roku w Radykalnej uczestniczyło ponad sto osób. Poza trasami
zmieniliśmy też zakończenie - odbywało się przed Najświętszym Sakramentem w
parafii Niepokalanego Serca Maryi w Białymstoku, na Dojlidach. Włączyliśmy się
w inicjatywę 24 godziny dla Pana - opowiada Piotrek.
W tym roku jest jeszcze inaczej.
- Rok obecny był szalonym rokiem. Z różnych względów organizacja ruszyła późno. Postanowiliśmy także spróbować połączyć się z ludźmi z Sokółki i zrobić drogę wspólnie, chociaż w dwóch kierunkach. Udało się, chociaż nie było łatwo to wszystko ogarnąć. Chłopakom w tym roku nie udało się otrzymać akredytacji EDK i tworzyli drogę na wzór EDK. Jednak dzięki nim skorzystaliśmy z krakowskich rozważań. Zaproponowaliśmy także przeżycie RDK na kolanach, czyli uczestnictwo w nocnej adoracji Najświętszego Sakramentu - mówi mi Piotrek. - W odróżnieniu od EDK dopuszczamy trasy krótsze, bo wychodzimy z założenia, że dla każdego ekstremalne przeżycie oznacza co innego. A chcemy dać szansę wszystkim, a nie tylko "wariatom", którzy są gotowi przejść nocą czterdzieści kilometrów lub więcej.
Godzina 21.00. Powoli mrok ogarnia całą ziemię.Tak jak na Golgocie. Przede mną góra krzyży. Jedne większe, drugie mniejsze. Wszystkie razem tworzą atmosferę, która skłania do zatrzymania się, do refleksji. Dookoła mnie ludzie ubrani w kamizelki odblaskowe rozmawiają o czymś po cichu.
Z Sanktuarium Matki Boskiej w Świętej Wodzie będziemy iść do Jurowiec. Prosto na adorację: trwają "24 h dla Pana".
Moja ekipa jeszcze nie ruszyła. Współtwórca RDK, ks. Krzysztof Andryszak, podchodzi do nas i jeszcze raz objaśnia zasady. Są proste: można iść samemu albo w grupach, ale nie większych niż dziesięcioosobowe. W czasie drogi panuje milczenie: na głos są czytane jedynie rozważania.
Patrycja wyjmuje z plecaka latarkę i sięga po nasz
krzyż. Prosty, zwyczajny: dwa kijki połączone sznurkiem.
I zaczyna się.
Ruszamy. Patrzę na zegarek. 21:08. Poza mną i Patrycją - Monika, Szymon. To on będzie nieść krzyż.
Idziemy w milczeniu, w kompletnej ciszy. Słychać tylko wiatr, który z każdym dmuchnięciem mrozi moje policzki. Nasza trasa to tylko piętnaście kilometrów. Po drodze mijamy Studzianki, Dąbrówki, Wasilków. Są niezwykle malownicze - w dzień. Za to w nocy rozciąga się wspaniały widok na miasto Miłosierdzia Bożego: Białystok.
Pierwszy odcinek trasy prowadzi przez polną drogę i las. W powietrzu czuć zapach deszczu, a w oddali słychać odgłosy jadących samochodów. Po kilku kilometrach wychodzimy na asfalt. Tam Paulina rozważa stację II.
- Jezus bierze krzyż na swe ramiona. Chrześcijański lider to ktoś, kto bierze na siebie odpowiedzialność. Za projekt, za siebie, za ludzi – czyta Paulina.
Tegoroczne rozważania są inspirowane słowami papieża Franciszka o Światowych Dniach Młodzieży. O tym, że młodzi mają z nich wyjechać jako chrześcijańscy liderzy, ludzie, którzy nie narzekają na stan świata, ale biorą odpowiedzialność - i biorą się za zmiany. Rozważania napisali ludzie świeccy z założonej przez księdza Jacka Stryczka Wspólnoty Indywidualności Otwartych. "Są wzięte z życia. Są najpierw przeżyte, potem przemyślane i przemodlone. Dopiero na końcu zostały spisane. Jesteśmy praktykami, nie teoretykami." - czytamy w opisie rozważań. Wszystkie mówią o liderach. O ich roli, o zadaniach, o tym, co powinno być dla nich ważne, najważniejsze.
- Z natury jestem wstydliwa, często się boję albo czekam, żeby ktoś inny coś za mnie zrobił. Teraz już wiem, że pewne sprawy muszę wziąć w swoje ręce i się tym zająć sama. Wiem, że nie mogę być bierna wobec niektórych sytuacji - powie mi potem Monika.
Idziemy dalej. Przypomina mi się rozmowa z Michałem, współorganizatorem EDK w Białymstoku. Dlaczego na nią poszedł?
- Czułem taką potrzebę. Są to dla mnie swoiste rekolekcje. Poprzez spotkanie z naturą, rozważania i osobiste cierpienie mogę sam utożsamić się z cierpieniem Chrystusa.
Idziemy dalej. Dookoła jakieś budynki - to Studzianki. Czy dobrze idziemy? Sprawdzam mapę. W porządku, wciąż jesteśmy na trasie.
Teraz krzyż bierze Monika. Przez chwilę wpatrujemy się w niego i ruszamy znowu. Przechodzimy przez kolejne miejscowości. Cisza, wewnętrzna samotność i Bóg – najważniejsza Osoba wśród nas. Mija północ. Czas na stację XII – Jezus umiera na krzyżu.
"Nieuchronność śmierci przypomina mi o potrzebnym dystansie, uczy pokory i wyrywa z zakręcenia na swoim punkcie"- napisał w swym rozważaniu EDK kleryk Tomek. "Chrześcijański lider, wzorem Jezusa, rozmyśla o swojej przyszłej śmierci. Dzięki temu odnajduje inny wymiar swojego życia i potrafi poprowadzić innych do nowej rzeczywistości"
Klękamy i oddajemy cześć krzyżowi. Tak prostemu, a zarazem niezwykłemu, na którym zawisło Zbawienie Świata.
I w końcu - Jurowce. Cel osiągnięty. Stacja XV - Życie. Mimo zmęczenia na twarzach widać radość. Wchodzimy do środka, a tam, na centralnym miejscu, stoi Jezus. Oddajemy hołd Najwyższemu. Chwila indywidualnej rozmowy z Panem i czas na powrót do domu. Wychodzimy z kościoła razem z Moniką. Na Radykalnej Drodze Krzyżowej była pierwszy raz.
- Decyzja pójścia była bardzo spontaniczna - opowiada mi. - Lubię drogi krzyżowe, ale przede wszystkim chciałam ponowić relacje z Panem Bogiem. Początkowo szlak był bardzo prosty. Szliśmy lasami, asfaltem. Mijaliśmy różne budynki, miejscowości. Ulice były puste. W miarę rosnącego zmęczenia pojawiały się rozproszenia. Naciągnęłam mięsień, ale cieszę się, że doszłam do końca.
- Żeby przeżyć drogę krzyżową, trzeba być skrajnie wyczerpanym. To słowa ks. Jacka Stryczka, ale utkwiły w mojej pamięci – mówi ks. Krzysztof Andryszak. - Jednak jest tu niebezpieczeństwo poszukiwania przeżyć. One nie są najważniejsze. Wędrówka w samotności, w ciszy, przy jednoczesnym rozważaniu drogi krzyżowej angażuje ducha, duszę i ciało. Dla mnie nie jest ważne, czy się to odbywa w dzień, czy w nocy– dodaje.
Wracamy do domu. Tym razem autem. Tak kończy się moja pierwsza Radykalna Droga Krzyżowa. Chociaż ten koniec to może być dopiero początek odkrywania, kim jest chrześcijański lider. Dla mnie - osobą, która ciągle podąża za Chrystusem. Która nie boi się wyjść trudnościom naprzeciw.
Małgorzata Wirkowska