O pustyni, doświadczeniu pokory i muzyce jako pomyśle na ewangelizację z Pawłem "Chustim" Chustakiem rozmawia Patrycja Bućko
To Twoja pierwsza wizyta w Białymstoku?
Tak, w Białymstoku gramy po raz pierwszy i bardzo mnie cieszy, że ten piękny zakątek kraju jest w końcu nasz. Bywaliśmy niedaleko, między innymi występowaliśmy podczas Jerycha Młodych w Pratulinie oraz na wydarzeniach w Kodniu nad Bugiem.
Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?
Od patyka znalezionego na drodze. Miałem siedem lat, byłem na wsi na Pomorzu, w okolicach Łeby. Wędrując, śpiewałem do patyka. Muzyka była mi zawsze bardzo bliska, chociaż nie ukończyłem żadnej uczelni muzycznej. Jestem świadomy, że Pan Bóg obdarował mnie pewnymi talentami. Bardzo chciałem móc z tych talentów korzystać i nimi służyć. Od maleńkości marzyło mi się zostać gwiazdą polskiej sceny muzycznej, tak jak na przykład Zibi Wodecki. Na szczęście się to nie udało. Trzeba było długo poczekać, żeby spotkać przyjaciół w salezjańskich wspólnotach ewangelizacyjnych i żeby na szlaku pielgrzymim na Jasną Górę narodził się pomysł wspólnego grania. Pomysł zaowocował zespołem Stróże Poranka i premierą płyty pod tym samym tytułem. Był to początek przygody ze śpiewaniem profesjonalnym i ewangelizacją. Wtedy został wylany fundament tej działalności, która zaczęła się w 2002 roku i trwa do dziś.
Jak niejednokrotnie wspominałeś, miałeś okres tak zwanej "pustyni".
Tak, miałem. Był to rok 2011, kiedy wspólnie z moimi przyjaciółmi, członkami Stróżów Poranka, stanęliśmy przed decyzją, co dalej. Trzeba było zdecydować, ponieważ dziewięć lat wspólnego grania w jednym, niezmiennym składzie, wygenerowało zwykłe, ludzkie historie. Kiedy zaczynaliśmy w 2002 roku, wśród nas był jeden chłopak, który wtedy był klerykiem, i przyjaciel Benio, który jako jedyny był mężem i miał dziecko. My, pozostali, byliśmy bez większych zobowiązań. W ciągu tych dziewięciu lat uległo to zmianie. Kleryk został wyświęcony na kapłana, my poślubiliśmy nasze żony, pojawiły się dzieci oraz inne obowiązki. Nasze muzykowanie i ewangelizowanie zawsze było w pełni profesjonalne, ale nigdy zawodowe. Przyszedł taki moment, kiedy trzeba było oddać się czemuś innemu. Do tego Krzyżyk, nasz perkusista i motor muzyczny, zasilił zespół Luxtorpeda. To wszystko spowodowało, że postanowiliśmy zawiesić działalność. Dzisiaj droga jest jak najbardziej otwarta. Może, jak dzieci podrosną, dane będzie nam wrócić znowu do dawnego składu.
Przez następne trzy lata nie mogłem dzielić się swoją pasją. Bardzo mnie to bolało, ale przyjąłem to właśnie jako pewną pustynię, na której widocznie miałem się znaleźć. Po to, żeby wrócić w 2014 roku jako Paweł Chustak "Chusti" razem z częścią muzyków ze Stróżów Poranka. Robimy to pod moim nazwiskiem, bo wszystkie utwory, które wykonujemy, którymi się dzielimy, są rzeczywiście moimi, autorskimi doświadczeniami.
Z czego czerpiesz inspiracje do swoich autorskich utworów?
Z moich emocji, z doświadczenia. Zwykłem mawiać, że jestem pseudo-artystą, dlatego, że mam pewną świadomość tego, że moją emocjonalność, moje doświadczenia rzeczywiście przekuwam w konkretne teksty i kompozycje. Przygotowujemy teraz nową płytę, która, mam nadzieję, ukaże się jeszcze w tym roku. Daj, Panie Boże, do końca czerwca. Po to, by przy okazji koncertów, które będziemy również grali w przededniach ŚDM w Polsce, móc tę płytę zabrać ze sobą. Po raz pierwszy publicznie zdradzę tytuł: "Moja fides" czyli "Moja wiara". Chociaż "fides" oznacza coś więcej, to nie tylko wiara, to także przysięga, zobowiązanie, wypełnienie tej przysięgi. To będzie pierwsza, najbardziej osobista i bogata w różne doświadczenia wiary płyta.
Jaki jest odzew fanów?
Jest mnóstwo zwrotnych informacji, które udowadniają nam, że warto robić to, co robimy. To nie jest tak, że przyjeżdżamy na koncert i chcemy coś zostawić, bo to jest tylko pół prawdy. Przede wszystkim chcemy zaczerpnąć. Nawet to wydarzenie, technicznie nazwane koncertem, wolę nazywać spotkaniem ewangelizacyjnym. Bo z jednej strony staram się zbudować relację wymiany doświadczeń wiary. A z drugiej strony to my czerpiemy od ludzi, których spotykamy. To nas napędza do dalszej pracy. W 2014 roku graliśmy koncert w jednym z miast. To był nasz pierwszy koncert po powrocie z "pustyni". Pan Bóg od razu dał mocne doświadczenie, żeby dobrze pewne rzeczy ustawić. Niedziela Palmowa, ogromna hala, dwa tysiące ludzi. Zaczynamy koncert, mijają minuty, a w trakcie koncertu odpływają rzeki ludzi. Odchodzą, po prostu. Koncert trwał tradycyjnie około 90 minut, z dwóch tysięcy zostało niespełna trzydzieści osób. I dla tych trzydziestu osób dokończyliśmy koncert. Po koncercie jedna osoba przyszła na scenę. To był kleryk, który powiedział, że czuł, że miał tutaj być i że dla niego to się wydarzyło. Poprosił o błogosławieństwo, co uczyniłem ojcowskim gestem, na tyle, na ile mogę. To było jedno z najpiękniejszych doświadczeń ewangelizacyjnych. Wiedzieliśmy, że nie chodzi o tłumy, o owacje. Nie chodzi o pychę. Ale o tego jednego człowieka.
Twoje doświadczenie żywego Boga?
Bardzo często ludzie, którzy zapraszają mnie i moich przyjaciół z koncertem, pytają: Chusti, czy Ty powiesz jakieś świadectwo? Miałem tę łaskę, że wzrastałem w domu, który był pełen Boga. Od najmłodszych lat byłem przesiąknięty wartościami religijnymi i żywo patriotycznymi. W moim życiu nie było ani spektakularnego upadku, ani nawrócenia, po którym zrozumiałbym, że czas wstać i zacząć głosić. Nie. Moje świadectwo to jest to, co się dzisiaj wydarzy, prawie 90 minut muzyki, relacji ze sceny. Dzielę się kawałkiem siebie, kawałkiem który został opisany tekstem i nutami - i to jest moja praca ewangelizacyjna. Słowo, z którym pragnę dotrzeć do wszystkich.
Jakie masz doświadczenia z dziełem Światowych Dni Młodzieży?
Moje doświadczenia związane z dziełem Światowych Dni Młodzieży to doświadczenia wiary przekute w doświadczenia muzyczne. Wpisujemy się w kalendarz wydarzeń przygotowujących nas, ludzi młodych, do tego wielkiego wydarzenia. Mamy za sobą kilku koncertów właśnie w ramach przygotowań do ŚDM.
Jakieś rady dla współczesnej młodzieży?
Zwykłem nie udzielać rad, chociaż ludzie czasami pytają, bo przecież dotykają nas różne problemy, wydarzenia. Powiem tak: w życiu jest wiele dróg: którą wybrać, jak iść - nie wiemy, ale ważne jest, aby kierować się głosem serca, by obrać tę właściwą. A Pan Bóg pobłogosławi. Chodzi o to, aby na końcu być szczęśliwym człowiekiem. Pan Bóg nie daje do ręki mapy samochodowej ani kompasu, który stałby się dla nas drogowskazem. Pan Bóg daje nam rzeczy, które są o wiele cenniejsze: Pismo Święte, swoje przykazania, Kościół, który jest święty, powszechny i apostolski; ty i ja jesteśmy cząstką tego Kościoła. To są te drogowskazy.
Jakie masz marzenia, plany na przyszłość?
Od kilku lat przygotowywałem się do wydania płyty "Moja
fides". Niestety, generuje to
ogromne koszty, których pokrycia nie mam.
Moim marzeniem jest, żeby ta płyta w końcu się ukazała. Miała już być
półtora roku temu, ale nie udało się, ponieważ wtedy nie zebrałem tylu
pieniędzy. Teraz wymyśliłem coś, co nazywa się "adopcją piosenki".
Pomyślałem, że może ktoś zechce zaadoptować utwór, jeden z tych, który pojawi na tym krążku,
mieć swój. Potrzebuję wsparcia jeszcze małej grupy osób, która zechce, nawet w
części, zaadoptować jedną z piosenek.
Każdy czyn przybliża nas do tego, aby ta płyta mogła powstać i abym mógł
pojawić się z nowym doświadczeniem i działać wśród ludzi. Bo to jest dla mnie
najważniejsze.
Paweł Chustak "Chusti", muzyk grający rock chrześcijański, w latach 2002-2011 wokalista ,,Stróżów Poranka". Od 2014 prowadzący solową działalność. Autor piosenki "Drogi". Prywatnie - mąż i ojciec trójki dzieci.
Patrycja Bućko