W ciągu półtora roku odwiedzili czterdzieści parafii. Ich świadectwo usłyszało sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Przyjęli wiarę sercem i głoszą ją ustami – tak jak to jest napisane w Liście do Rzymian.
Jest jesień zeszłego roku. Dzwoni telefon. Na wyświetlaczu: Michał. Klaudia odbiera i słyszy: „Hej! Wiesz, zrobicie w niedzielę ewangelizację – ty, Monika i Mateusz. Damian zawiezie was do parafii, we trójkę ogarniecie wszystko – orędzie o ŚDM, świadectwo, stoisko z Biletu dla Brata, rozdawanie ulotek. Na pewno dacie sobie radę”. Klaudia i Monika uczą się w I klasie liceum, Mateusz w III klasie gimnazjum.
Sekcja ewangelizacyjna, czyli…
Trzydzieści pięć osób, większość z nich w wieku licealnym. Są częścią wolontariatu Światowych Dni Młodzieży Betania. W ciągu półtora roku odwiedzili czterdzieści parafii. Na początku niemal wszyscy bali się wyjść na ambonę, by wobec tłumu powiedzieć, czego Jezus dokonał w ich życiu. A tłum był nie byle jaki: biorąc pod uwagę wszystkie miejsca, w których głosili, o Żywym Bogu usłyszało od nich w sumie sześćdziesiąt tysięcy ludzi. Ewangelizacja ma stały schemat: w sobotę próba, w niedzielę ekipa jedzie do umówionej parafii. Wyznaczone osoby mówią w trakcie kazania, czym są Światowe Dni Młodzieży, zachęcają do udziału, do przyjęcia pielgrzymów, a młodych dodatkowo do zapisów do wolontariatu diecezjalnego lub parafialnego. Posługują śpiewem, grają pantomimę. Po mszy rozdają ulotki o ŚDM i stoją przy stoisku Biletu dla Brata, w którym sprzedają zrobione przez Betanię gadżety: pomalowane ekotorby, kubki z nadrukiem, buttony czy magnesy. Dochód z nich jest przeznaczony na dofinansowanie przyjazdu na ŚDM młodzieży ze Wschodu.
Właśnie od nich wiele osób miało okazję pierwszy raz usłyszeć, czym są ŚDM. Paweł z jednej z białostockich parafii, będąc na mszy z ich udziałem, pomyślał, że przyjęli wiarę sercem i głoszą ją ustami – tak jak to jest napisane w dziesiątym rozdziale Listu do Rzymian. Zachwyciło go to i chciał robić to, co oni. Oprócz wspólnoty, w której był wcześniej, zaczął też działać w wolontariacie parafialnym ŚDM.
Żeby ewangelizować, musieli kiedyś być zewangelizowani przez innych. Większość z nich formuje się we wspólnotach. Jednak są osoby, które nigdy przedtem nie były we wspólnocie. Karol dowiedział się o sekcji ewangelizacyjnej na Charyzmatycznych Dniach Młodych w sierpniu 2014, gdy kilku wolontariuszy przyjechało opowiedzieć o Światowych Dniach Młodzieży. Do zapisania się namówiły go koleżanki. Mówi, że od początku było widać, że większość osób poświęca swój wolny czas, służąc Bogu, że nie robią tego dla siebie. Czuje się pośród tych ludzi jak w rodzinie. Na pytanie, jak to się stało, że się tak zgrali, odpowiada:
- Dużo się modliliśmy, jeszcze zanim ruszyliśmy do parafii. To bardzo nas jednoczyło. Wyzwanie było spore, bo zamierzaliśmy powiedzieć komu tylko się da o ŚDM. Świadectwo tego, jak żyją ludzie z sekcji zdecydowanie, zbliżyło mnie do Boga. Już po pierwszym spotkaniu wolontariatu trafiłem do Ruchu Światło-Życie. Sam byłem w szoku, że tak szybko to się stało, bo na ogół nie jestem tak otwartym człowiekiem.
Im więcej dajesz z siebie, tym więcej czerpiesz
- Na początku to była frajda, że mogę być każdej niedzieli w innej parafii, na kilku mszach w ciągu dnia. Spędzanie tego czasu w gronie znajomych, którzy mnie rozumieją, było dużym szczęściem. Oprócz niedzielnych akcji w parafiach spotykaliśmy się w każdą sobotę, by się przygotować. Jednak gdy zaczęłam naukę w liceum, rodzice mieli problem z tym, że mało czasu w weekend poświęcam im i nauce. – mówi Klaudia.
Ważną częścią spotkań było głoszenie świadectw. - Miałam problem z moim świadectwem. Inne świadectwa wydawały się lepsze, miały w sobie kerygmat, dużo ludzi podchodziło do niektórych osób po mszy i je chwaliło. Podczas dnia skupienia usłyszałam, że jeśli ja nie powiem swojego świadectwa, to nikt go za mnie nie powie. Z czasem dotarło do mnie, że to tak naprawdę nie do końca jest to moje świadectwo, tylko świadectwo Boga. I nawet jeśli nikt do mnie nie podejdzie, nie usłyszę paru miłych słów, to i tak Bóg działa w drugim człowieku. Życie każdego jest inne, ale jeśli w tym, co mówimy, świadczymy o miłości Bożej, to jest to wartościowe – mówi Klaudia.
Supraśl. Czerwiec ubiegłego roku. Po mszy sekcja ewangelizacyjna zbiera swoje rzeczy, pakuje stoisko. Podchodzi do nich starsza kobieta i zaczyna dziękować, mówić, jak to dobrze, że młodzi są w Kościele, że trzymają się chrześcijańskich wartości i robią tak piękne rzeczy dla Polski, nie dając sobą manipulować. Opowiada, że była w czasie komuny działaczką opozycyjną i prowadziła podziemne radio. Po krótkiej rozmowie ktoś proponuje wspólną modlitwę. Kobieta ze łzami w oczach ściska ich.
- Dla mnie to mocne doświadczenie, dające do myślenia, ale także przynoszące radość, kiedy ludzie, którzy kiedyś ryzykowali życiem w walce o prawdę, dziś dziękują nam, którzy robimy to samo, bo co można bardziej nazwać prawdą, jeśli nie Jezusa i Ewangelię. Myślę, że jedną z rzeczy, które najbardziej mnie nakręcają i motywują, są właśnie reakcje ludzi. Czasem ludzie cieszą się z tego, że młodzi są i działają w Kościele, a nieraz ktoś po prostu podejdzie do stoiska, gdzie zbieramy ofiary na ŚDM i Bilet dla Brata, rzuci stówę i powie: „dobra robota” – mówi Michał.
Tego samego dnia podczas mszy wieczornej świadectwo mówi Magda. Schodzi z ambony sfrustrowana swoim świadectwem: „Zbyt wiele smutku, zbyt wiele mnie, moich emocji, za mało Jezusa”. Po mszy podchodzi do Magdy młody chłopak. Zaczepia ją: "Muszę znaleźć wspólnotę, chciałbym tak, jak ty".
- Okazało się, że zupełnie niedawno się nawrócił. Ma swój zespół muzyczny, jednak przez sobotnie imprezy, częste zmiany partnerek, narkotyki i alkohol zagubił sens. Zaczął szukać w Piśmie Świętym, w Kościele i zaczął się zachwycać Jezusem, chodząc codziennie na mszę świętą – opowiada Magda.
Odkrywanie siebie
Siedzę na ławce w jednym z białostockich liceów i rozmawiam z trzema dziewczynami. Należą do sekcji. Skończyły już lekcje. Jedna z nich, Agnieszka, tegoroczna maturzystka, opowiada: - Gdyby nie ta sekcja, nie wiedziałabym, co robić w życiu. Zazwyczaj prowadziłam podczas mszy scholę. To pierwsza schola, którą mam okazję prowadzić. Pan Bóg jednocześnie utwierdzał mnie w tym, że to jest to, co lubię robić i w czym się odnajduję. Odkryłam swoją największą pasję. Chodzę na lekcje śpiewu, rozwijam się i chcę tym wielbić Boga w przyszłości.
Michał mówi zmianach w swoim życiu. - Chciałem się o ewangelizacji dowiedzieć czegoś więcej, nauczyć się robić to skuteczniej, aby być bardziej przydatnym narzędziem w rękach Boga. To spowodowało, że odłożyłem decyzję o pójściu na studia. Rok po maturze chciałem poświęcić na naukę ewangelizacji. Szukałem miejsca, w którym mógłbym się rozwijać. I znalazłem takie miejsce w Gubinie, we wspólnocie św. Tymoteusza, na drugim końcu Polski. Marzy mi się, żebym kiedyś z tą samą ekipą podjąć kolejne dzieło ewangelizacyjne, wykorzystując to, czego się nauczyłem, i ciągle się uczę tu - w Gubinie.
- Jak powtarzamy w każdym orędziu o ŚDM, Betania to dom, w którym Jezus miał swoich przyjaciół: Martę, Marię i Łazarza. Przychodząc do Betanii, przychodzę do domu, gdzie Bóg ma swoich przyjaciół. Jego przyjaciele są moimi przyjaciółmi – bardzo się ze sobą zżyliśmy. Sekcja ewangelizacyjna wskrzesiła mnie jak Jezus Łazarza. Już wcześniej chciałam ewangelizować, ale miałam opory. Jezus pozwolił mi otworzyć się na innych – wyznaje Klaudia.
Gdzie fajerwerki?
Większość z wolontariuszy opowiada o tym, jak przełamali w sobie barierę w mówieniu o doświadczeniu Boga i o tym, jaką zgraną paczkę udało im się stworzyć. Dowiedziałam się, że wolontariusz to ten, który nie potrzebuje nagród w zamian za swoje starania. Sługa Chrystusa tym bardziej. On ma nagrodę w niebie. Czy to mało, że pokazywali swoją postawą, że młoda wierząca osoba może być radosna i pełna pasji? To bardzo dużo. Czy to nie wystarczy, że tyle tysięcy usłyszało: „Tak, właśnie tego Jezus dokonał w moim życiu i nawet, gdy nie jest kolorowo, mam pokój serca i szczęście, bo On żyje i działa.” – bez względu na to, jaki był odbiór?
Są specyficzną częścią całej Betanii, nieco odrębną. Rzadko bywają na spotkaniach ogólnych, bo spotkania odbywają się często w weekendy. Po Światowych Dniach Młodzieży chcą dalej się spotykać. Może uda im się dalej ewangelizować, tego jeszcze nie wiedzą.
- Wiem, że to dopiero początek. Wiem, że wraz z zakończeniem ŚDM w Krakowie nic się nie kończy. Dzięki nim polski Kościół katolicki, a w szczególności młodzi ludzie budzą się do życia i świadczenia. W sekcji odkryłam, ze Kościół wcale nie musi być staroświecki, ale że ja też mogę mu coś dać. Odkryłam, w jaki sposób chcę mu służyć i jaką radość daje mi mówienie o Jezusie. Co więcej, że to nawet nie jest przywilej, ale obowiązek każdego chrześcijanina, do którego Bóg kieruje słowa: "Idźcie i głoście". To Bóg daję łaskę, siłę i odwagę, by to robić i potwierdza to wszystko znakami. W sekcji nastąpiło moje przebudzenie. Głoszenie stało się dla mnie taką "laurką" dla Pana Boga, dziękczynieniem za to, że odnalazł mnie i przemienił moje życie. Z życia, które opierało się na funkcjonowaniu "od soboty do soboty w klubach" i ciągłym uganianiu się za swoją wartością, w życie pełne prawdziwej radości i sensu - w życie dla nieba – mówi Magda.
Światowe Dni Młodzieży już trwają
Na pytanie, czym są dla nich Światowe Dni Młodzieży, słyszę od Agnieszki: - Widać, że Bóg działa poprzez to wydarzenie, mimo że jeszcze się nie zaczęło. Myślę, że po wydarzeniach w Krakowie może stać się taką iskierką rzuconą w Polskę.
- Dla mnie Światowe Dni Młodzieży nie są wydarzeniem, które się rozpocznie. Trwają, odkąd trafiłam do tej sekcji, bo ciągle o tym mówię i tym żyję – dodaje Klaudia.
Izabela Średzińska
źródło: krakow2016.com