Aktualności

Zobacz więcej
Hodowca papug zakochany w Eucharystii
fot. Szymon Miron

Hodowca papug zakochany w Eucharystii

Ponad dwa metry wzrostu, długie włosy, wyglądem przypominający Chrystusa. Rozeznawanie swojego powołania rozpoczął w przedszkolu. Marzenie z dzieciństwa? Zobaczyć wybuch wulkanu.

Wykapany Pan Jezus!

Z jego wyglądem wiąże się wiele zabawnych, ale także pięknych historii. Gdy był w szpitalu z Komunią, pewna kobieta po wypadku obudziła się. Kiedy spojrzała na księdza, pomyślała, że widzi Jezusa. To nie była jedyna taka sytuacja.

- Kiedyś wracałem wieczorem po kolędzie. Zauważył mnie pewien przedszkolak, pociągnął mamę za rękę i rzekł: Wykapany Pan Jezus!

Chcę być księdzem

Urodził się w 1987 roku. Dzieciństwo wspomina z uśmiechem. Pytany o najpiękniejsze wspomnienia z dziecięcych lat przywołuje chwile zabawy we wspólnym pokoju razem z siostrą i bratem. Wychowywał się w bardzo wierzącej rodzinie. To właśnie rodzice dali mu świadectwo żywej wiary. Wezwanie Boga usłyszał już w przedszkolu u sióstr szarytek, gdzie uczył się przez rok. Na pytanie, kim chce zostać w przyszłości, odpowiedział, że chce być księdzem.

-Trzeba być kimś jeszcze bardziej odważnym, niż gdyby być siostrą zakonną - odparła nauczycielka.

Pięciolatek, usłyszawszy te słowa, przeraził się i pozostawił myśl o kapłaństwie. Przynajmniej na jakiś czas.

Dylematy oraz pierwsze decyzje

Przyjaźnie oraz pierwsze miłości przeżywał w katolickim liceum. Nie przechodził wielkiego okresu buntu, był raczej bezkonfliktowy i posłuszny rodzicom. Nie wiedział wtedy, w którą stronę pójść oraz jaką drogę życiową wybrać. Rozterki te umilała mu nauka gry na gitarze. Podczas pielgrzymki maturzystów na Jasną Górę powróciła do niego myśl o seminarium, jednak nadal nie potrafił podjąć decyzji, czy ofiarować swoje życie Bogu, czy założyć rodzinę. Dlatego po zdaniu matury przez rok studiował pedagogikę oraz zaocznie - teologię., Myśl o życiu duchownym nie dawała mu spokoju. Po wielu dniach spędzonych na adoracji zadecydował o wstąpieniu do seminarium.

- Bałem się bycia księdzem, ale - jak mówi św. Paweł - moc w słabości się doskonali.

Kiedy obecny biskup pomocniczy archidiecezji białostockiej, Henryk Ciereszko, zapytał go, jak wyobraża sobie bycie księdzem, odpowiedział:

- Nie wyobrażam sobie, rozeznam to w seminarium.

Boże, mój Boże, szukam Ciebie

Czas seminarium był pięknym okresem w jego życiu, ale także niezwykle niezrozumiałym i pełnym pytań. Do kogo prowadziły te pytania? Przede wszystkim do Boga, ale i w głąb samego siebie. Na pierwszym roku pojawił się kryzys wiary.

- Coraz bardziej odkrywałem, że Pana Boga nie znam. Zacząłem się modlić słowami Psalmu 63: „Boże, mój Boże szukam Ciebie i Ciebie pragnie moja dusza”. Wtedy to było pierwsze doświadczenie bożej wolności, mimo, że było we mnie dużo lęku, że Pan mnie odrzuci.

Na piątym roku w seminarium doświadczył najcięższego czasu próby, zastanawiał się nawet, czy nie porzucić drogi prowadzącej do kapłaństwa.

- Stwierdziłem, że poszedłem do seminarium, aby zasłużyć na miłość Boga.
Doszedł jednak do wniosku, że Stwórca chce, aby był Jego sługą i poświęcił się ludziom.

Będziecie szukali i znajdziecie Go

Tydzień przed święceniami był na Kursie Nowe Życie. Tam się przekonał, że nie musi już szukać Boga, że to On znalazł jego; słowa na obrazku prymicyjnym „Boże, mój Boże szukam Ciebie” zamienił na zdanie z Księgi Powtórzonego Prawa: „Wtedy będziecie szukali Pana, Boga waszego i znajdziecie Go, jeżeli będziecie do niego dążyli z całego serca i z całej duszy”.

To było moim marzeniem

Zapytany, co jest najpiękniejsze w byciu księdzem, odpowiada:
- Możliwość odprawiania mszy świętej, to, że mogę powtarzać słowa Jezusa i trzymać jego Ciało w rękach. To było moim marzeniem! W seminarium zacząłem zakochiwać się w Eucharystii, chociaż tego nie rozumiałem. Pamiętam moment, kiedy pojechałem na rekolekcje ze szkołami katolickimi, nie mogłem wtedy udzielać Komunii, ale zostałem poproszony o potrzymanie puszki z komunikantami. To było dla mnie ogromne przeżycie. Wtedy wiedziałem, że Jezus chce, abym trzymał Jego Ciało.

Przyjaciel

Mówi, że Wszechmogący jest dla niego autorytetem, mistrzem, od którego chce się uczyć oraz przewodnikiem, za którym pragnie kroczyć. Na myśl o swoim nawróceniu przypomina mu się lekcja polskiego w gimnazjum. Kiedy nauczycielka dała im zadanie, żeby opisać swojego przyjaciela, zaczął odtwarzać w głowie lekcję religii, na której katechetka powiedziała, że kiedy myślimy o Jezusie jako naszym Przyjacielu, piszemy to słowo z wielkiej litery. Wykonując zadanie, nie opisywał kolegi z ławki, nie podawał konkretnych imion, przedstawił Przyjaciela - pisanego wielką literą. Zrozumiał wtedy, że to Chrystus jest jego prawdziwym przyjacielem i nie musi szukać akceptacji wśród ludzi. Nie wiadomo do dzisiaj, czy nauczycielka języka polskiego wiedziała, kim był kolega opisany przez Kamińskiego z trzeciej ławki.

Laurencja i wulkan

W wolnym czasie hoduje papugi faliste: Tito, Mambę oraz Laurencję.

- Zawsze to w domu coś się rusza - odpowiada.

Zapytany o marzenia, mówi, że z nierealnych chciałby zobaczyć wybuch wulkanu. Z tych bardziej prawdopodobnych: marzy, aby przeżyć każdy dzień jak najlepiej.

Laura Maksimowicz

comments powered by Disqus