- Istotą offu, tak dziś, jak i zawsze jest pasja i potrzeba robienia filmów, opowiadania historii obrazem - pomimo braku funduszy czy nawet warsztatu – mówi Bartek.
Kiedy zastanawiam się, czyją sylwetkę wziąć na warsztat, do głowy przychodzi mi Bartek. Tak, Bartek Tryzna. Łysy, z brodą, trzydziestojednoletni chłopak, którego często można spotkać z aparatem bądź kamerą.
Zaczynał w gimnazjum
Dlaczego Bartek?Może dlatego, że pochodzimy z tej samej
miejscowości, z Michałowa, a jeden z jego pierwszych filmów widziałam jeszcze w
szkole średniej. A jeszcze bardziej dlatego, że że to młody reżyser, który
swoją twórczością i pomysłami zachwyca świat kinematografii. Na koncie ma wiele
nagród i wyróżnień, spory dorobek. Nic dziwnego: filmy zaczynał krecić już w
gimnazjum.
- Kolega miał kamerę, którą przysłał mu ojciec ze USA. Biegaliśmy po parku i
kręciliśmy różnego rodzaju scenki – opowiada.
Tak zaczyna się kariera młodego reżysera, a obecnie operatora i montażysty
pracującego w TVP Białystok. Choć wielu mogło mówić: gdzie się pchasz? Przecież
skończyłeś tylko Liceum Ogólnokształcące w Michałowie i kulturoznawstwo na
Uniwersytecie w Białymstoku. Pochodzisz z małej miejscowości. Nie jesteś
wybitny. Nie masz szans.
Ale Bartek nie poddaje się i nie zraża. Ambitny, w głowie tysiące pomysłów. Podąża
za swoimi marzeniami. Nieustannie pracuje nad nowymi krótkimi scenariuszami. Ta
praca przyniesie efekty: na przykład za „Franka” (2013) w ciągu trzech lat dostanie
dwadzieścia cztery różne nagrody.
Podlasie górą
Od 2008 roku związany z akcją „Filmowe Podlasie Atakuje”. Jej celem jest
promocja artystów regionu i Bartek świetnie się wpisuje w jej ramy. W 2009 roku
z grupą dziesięciu reżyserów robi promujący Podlasie pełnometrażowy film„Goście, czyli na wschodnich bezdrożach”. Jego
film „Hep i End” otrzyma nagrodę w organizowanym przez TVP konkursie dla
młodych twórców „Dolina Kreatywna” – a jej autor – stypendium Telewizji Polskiej.
W tym samym roku premierę ma Osiągnięcia budzą zazdrość. A przecież to nie
jedyne stypendium:w 2010 r. za swą
twórczość filmową dostaje stypendium od Prezydenta Miasta Gdańska, a w 2012 r.
- od Marszałka Województwa Podlaskiego.
I to są momenty, w których Bartek zaczyna rozwijać swój potencjał jeszcze bardziej.
W czaszce aż dymi. Nieustanna burza mózgu - a mimo wszystko w pracy jest oazą spokoju. Jak mówią współpracownicy: sumienny, rzetelny, dokładny, znający się na rzeczy. Sam często podkreśla, iż wiele filmów, zanim je stworzy, konsultuje ze swoją dziewczyną Moniką Stpiczyńską. Czy można już mówić, że jest popularny? Zależy, dla kogo. Na pewno dla osób, które wraz z nim zaczynają w międzyczasie tworzyć nieformalną „Grupę Przeciąg”. Do sztabu można zaliczyć: Krzysztofa Hebredera - głowę, Bartka Tryznę - szyję, Kamila Dąbrowskiego i Krzysztofa Tryznę – dwie „lewe nogi”.
- Wszystko
co robimy, robimy ku chwale Ojczyzny - podsumowują chłopaki.
- Mimo, że nasze filmy miały dość kontrowersyjne tematy, zawsze były kręcone w
pobliżu Kościoła, na plebanii - opowiada Kamil Dąbrowski, „lewa noga” nieistniejącej już grupy. – W
niektórych filmach można usłyszeć muzykę grupy Klesis – zespołu tworzonego
przez kleryków z białostockiego seminarium – dodaje.
Co się
dzieje, kiedy ucinamy głowę? Ciało przestaje istnieć. To właśnie dzieje się z
„Grupą Przeciąg”. Po pewnym czasie kończy się współpraca z Krzysztofem Hebrederem. Ostatni wspólny film - „Apostata” (2010) to zarazem pożegnanie
się i zakończenie wspólnej przygody.
Jest tylko lepiej
Ale koniec współpracy to nie koniec sukcesów Bartka. W tym samym roku zwycięża
na krakowskim Off Plus Camera. Czym? Półtoraminutowym filmem „Marta i Mateusz”,
kręconym telefonem komórkowym. Ale na te półtorej minuty składają się trzy dni
po sześć godzin pracy. Bo Bartek, pogodny, pełen ducha, inteligentny i przyjacielski,
ma też jedną wadę. Jest wiecznie zapracowany i trudno go złapać.
Co powoduje, że w Krakowie otrzymuje pierwsze miejsce? Można się zastanawiać. Może
dobrze złożony materiał z muzyką Damiana Hajdukiewicza, znajomego z zespołu
Schody. A może – po prostu - historia miłości pięcioletniego Mateusza do kurki
Marty. Bo dokument to rodzaj filmu, który Bartka fascynuje najbardziej.
- Życie
przynosi najlepsze scenariusze – mówi. Filmy, festiwale, nagrody
A potem – kolejne filmy i kolejne nagrody. Po „Apostacie” – kolejne
krótkometrażowe filmy, fabularne i dokumentalne: Second-Head (2011), Dzieciak
(2012) Pocztówka (2013).
W 2013 roku
kreci „Franka” – pierwszy odcinek cyklu filmowego „Opowiedz mi Podlasie”, skierowanego
do młodego widza. „Franek” wygrywa m.in. w Warszawie, Lublinie, Jeleniej Górze,
Opolu, Oświęcimiu, Krakowie, Wałbrzychu, Gliwicach czy Olsztynie – w sumie
Tryzna dostaje za niego kilkadziesiąt nagród oraz nominację do Nagrody im. J.
Machulskiego w kategorii najlepszy film. Rok 2014 to film „Khamelesz”, wyróżniony w konkursie "Zoom
na różnorodność 2014". W 2015 „Wojtek” w reżyserii Moniki Stpiczyńskiej
oraz Bartka Tryzny dostaje się do konkursu 8. Solanin Film Festiwal 2016 w
kategorii film niezależny – dokument. W tym samym roku Bartek wraz z pięcioma
młodymi artystami tworzy „Portret Potrójny” – projekt, w którym motywem
przewodnim jest wędrowanie; twórcy przez dziesięć dni odwiedzają różne
miejscowości na Podlasiu i pokazują ich potrójny kontekst kulturowy.
Pasja i potrzeba
Ale zanim Bartek pojedzie robić projekt, spotkamy się przy okazji Światowych Dni Młodzieży. Jest rok 2015: trwają przygotowania. Jestem w wolontariacie Diecezjalnego Duszpasterstwa Młodzieży „Betania”; razem z ks. Rafałem Arciszewskim zastanawiamy się, jak nakręcić filmik promujący naszą diecezję. Kto mógłby to zrobić? Wtedy przypominam sobie o Bartku. Zgadza się. Na plan filmowy zaproszenia, które ma zachęcić świat do odwiedzenia Betanii podczas Dni w Diecezji, Bartek i Monika przychodzą punktualnie. Poświęcają nam dwa dni swojego czasu. Bartek profesjonalnie rozpisuje każdy kadr, tłumaczy wszystkim, jak mamy się zachować, z której strony biec, jak i co powiedzieć. Tak powstaje nasz film. A on sam stwierdza wprost:
- Istotą offu tak dziś jak i zawsze jest pasja i potrzeba robienia filmów, opowiadania historii obrazem pomimo braku funduszy czy nawet warsztatu.
Małgorzata Wirkowska