Aktualności

Zobacz więcej
Rok 2020. Da się go podsumować?
https://www.facebook.com/bsnenereusz

Rok 2020. Da się go podsumować?

| Autor: Ks. Karol Godlewski​

Jak spojrzeć na ten mijający rok? Da się go jakkolwiek dobrze podsumować? Kilka refleksji na podstawie rozważania Słowa Bożego podaje ks. Karol.

Trudno wyobrazić sobie lepsze Słowo na podsumowanie roku, może szczególnie tak pełnego niepokojów i bólu, jak rok 2020, aniżeli Prolog Ewangelii według św. Jana (J 1, 1-18), rokrocznie odczytywany w „Sylwestra” podczas liturgii.

W tym roku te dobrze nam znane Słowo rezonuje we mnie trzema myślami.

Pierwsza to zapewnienie, że miniony rok koniec końców należy uznać za udany.

Dlaczego? Ponieważ miarą tego, czy dzieło jest udane czy nie, ostatecznie jest jego koniec.

A koniec roku 2020 zastaje nas tu, gdzie powinniśmy być.

To znaczy gdzie? Przy Słowie Bożym.

"Na początku było Słowo, Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo". Było i jest.

Słowo to ŻYWY BÓG. W Słowie Bożym i w Eucharystii, a więc Słowie Wcielonym, mam „całą pełnię Bóstwa”.

Modląc się Słowem Bożym, celebrując i przyjmując Eucharystię, adorując Najświętszy Sakrament, stawiam siebie w towarzystwie Żywego Boga, Pana czasu i historii.

Kończąc 2020 rok sięgnięciem po Słowo Boże, przychodząc na „sylwestrową” Eucharystię, jestem na właściwym miejscu, kończę ten rok w dobrym stylu.

Krętymi nieraz drogami, ale DOTARŁEM DO CELU.

Druga myśl dotyczy metody, według której Bóg zdawał się działać w minionym roku.

Działo się bardzo wiele. Wiele też w minionym roku „stanęło na głowie”. Także w naszym kościelnym życiu.

Akcent został bardzo mocno przesunięty z wiary „masowej” do wiary bardzo indywidualnej, osobistej. Z konieczności naszymi świątyniami nieraz stały się nasze domy i mieszkania, a kapłańskie czynności przy okazji chociażby błogosławieństwa pokarmów na stół wielkanocny czy kolędowego błogosławieństwa domu i rodziny pełnili nie prezbiterzy czy biskupi, ale ojcowie i matki.

Myśląc o tym, przypomina mi się przepiękny list Papieża Franciszka o św. Józefie „Patris corde”, najnowszy dokument Ojca Świętego.

Papież pisze w nim o Józefie nazywając go „Ojcem przyjmującym”, akceptującym, choć nierozumiejącym wszystkiego ze swojej teraźniejszości, tak mocno naznaczonej wieloma znakami zapytania.

"Życie duchowe - pisze Franciszek - ukazywane nam przez Józefa, nie jest drogą, która wyjaśnia, ale drogą, która akceptuje. Jedynie na podstawie tego przyjęcia, tego pojednania, możemy również wyczuć wspanialszą historię, jej głębsze znaczenie. (...) Akceptacja jest sposobem, w jaki przejawia się w naszym życiu dar męstwa, który otrzymujemy od Ducha Świętego. Jedynie Pan może dać nam moc, aby przyjąć życie takim, jakim jest, aby uczynić miejsce także dla tej przeciwstawnej, nieoczekiwanej, rozczarowującej części naszego istnienia".

Słowo „przyszło do swojej własności” ubrane w pandemię, w obostrzenia, w konieczności współodpowiedzialności i solidarności, w szatę chorego, zalęknionego, zniewolonego także teoriami spiskowymi i ich owocem - lękiem i utratą zaufania.

Często jednak „Go nie przyjęliśmy”, zagłuszając Słowo Boże naszymi ludzkimi słowami, interpretacjami, opiniami, ekspertyzami, a także narzekaniem i czarnowidzeniem.

Tym jednak, „którzy je przyjęli” (łac. przyjmować, brać - acceptare, stąd „akceptacja”), a więc „zaakceptowali” takim, jakie Ono jest, w takiej a nie innej szacie i odsłonie, „dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi”.

"Dziećmi Bożymi", a więc kimś, kto bezgranicznie ufa Ojcu.

Modląc się tym dzisiejszym fragmentem Ewangelii, miałem przed oczyma obraz ojca, który wiezie swoje dziecko samochodem, a ono smacznie śpi. Nie obchodzi go ani droga, ani panujące warunki, ani stan techniczny pojazdu, ani cokolwiek innego. Śpi bezpiecznie, bo jest pewne, że ojciec wie, co robi, wie, dokąd jedzie i wie, jak dojechać do celu.

To właśnie wydaje się być ta upragniona postawa będąca owocem „akceptacji” tegorocznego Słowa Bożego. Zaufanie, że Ojciec wie, co robi i dokąd jedzie.

I że nie rozbije na drzewie tego świata i ludzi, których sam stworzył.

Ja, „dziecko Boże”, nie muszę znać szczegółów, nie muszę jak Józef w stosunku do Maryi „mieć wszystkich informacji”. Wystarczy, że ufam i jestem pewien, że moje życie - jak pisał Karol Wojtyła - jest „bardzo w Bożych rękach”.

Ostatnia myśl to już myśl „na jutro”. Na rok 2021, a także każdy kolejny.

Św. Jan pisze, że „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”, a dosłownie - „rozbiło namiot wśród nas”.

Namiot, a więc schronienie bardzo nietrwałe, tymczasowe, nastawione znacznie bardziej na wędrówkę, niż na stabilne zamieszkanie.

Wcielone Słowo, Jezus Chrystus, mieszka „pośród nas”, pośród naszych ludzkich spraw, niepokojów, trudności, słowem - codzienności, „w namiocie”.

Co oznacza, że gdy my będziemy musieli iść gdzieś indziej, gdzie nas nowy, 2021 rok poprowadzi, Słowo Wcielone „zwinie swój namiot” i pójdzie wraz z nami.

Choć wszyscy wszystkim życzymy nowego roku szczęśliwszego, niż mijający, nie mamy pojęcia, co przyniesie.

Jest to na chwilę obecną jedna wielka niewiadoma.

Pośród tej niepewności jednak jest coś stałego: chociażbym musiał w tym nowym roku uciekać przed czymś jak Józef przed Herodem, chociażbym musiał przeżyć najgorsze z możliwych chwil, chociażbym miał 365 dni iść swoją własną drogą krzyżową, SŁOWO BĘDZIE ZE MNĄ.

Jezus nie opuści mnie ani na chwilę. To nie życzenie. To PEWNIK.

I chwała Bogu za to.

comments powered by Disqus