Święta Wielkiej Nocy to niezwykły czas odkrywania, że On ŻYJE, bo Zmartwychwstał. I chce, bym ja ŻYŁ, a nie wegetował w mojej wierze. Chce mi dać swojego Ducha, Ducha Chrztu, ożywiającego moją wiarę.
W ramach rozszerzenia życzeń na tegoroczne święta, zatrzymaj się chwilę w przemyśleniach nad Słowem.
Mk 16, 1-7. Wielka Noc Zmartwychwstania Pańskiego.
1. Kobiety, które udały się do grobu, poszły tam PO SZABACIE, i zobaczyły, że Jezusa nie ma.
A więc w czasie, kiedy one same nic nie robiły - bo nie mogły - Bóg zrobił swoje.
Wielka Sobota, która kończy się Wigilią Paschalną, to dla nadaktywnego człowieka ale i chrześcijanina XXI wieku najgorszy dzień w roku - dzień kompletnego niedziałania.
Jezus nie żyje i nic z tym nie mogę zrobić! Chociaż mówił o zmartwychwstaniu, nie wiem, na ile te słowa były dosłowne a na ile symboliczne, czy się spełnią, a jeśli tak, to kiedy.
Dramatyczna bezradność.
Jeśli jednak się z nią zmierzę, doświadczę, że gdy ja nie działam, BÓG DZIAŁA.
I tylko wtedy, kiedy zgodzę się na swoje niedziałanie, bezradność, będę mógł te Jego działanie dostrzec.
Tylko milczenie może mi pokazać, ile Bóg zrobił w moim życiu we wszystkie moje Wielkie Soboty, w dni dramatycznego cierpienia i bezradności, ale także w dni mojego religijnego „szabatu”, odpoczynku od wiary, praktyk religijnych, dni, w które „nie narzucałem się Bogu”.
Ile zdziałał, bym dziś był tu, gdzie jestem, by wyprowadzić mnie z mojego osobistego Egiptu.
2. Odpowiedzią na to Boże działanie ma być „wejście do grobowca”.
Z zaufaniem, bo wchodzę tam nie po to, by doświadczyć śmierci, ale ŻYCIA.
Grobowiec to pradawny symbol Chrztu Świętego, w którym człowiek doświadcza „pogrzebania” i „zmartwychwstania”.
Wejście do grobowca to zatem raz jeszcze dziś dokonany wybór Chrztu Świętego - decyzja, by słuchanemu przez cały Wielki Post Bożemu Słowu, padającemu jak deszcz na moje serce, pozwolić dziś wrócić do Nieba nie bezowocnie, ale jako moje „tak” powiedziane Bogu i wierze.
By zainwestować w moją wiarę, by ją pogłębić, by zadbać o to, aby Jezus w moim sercu nie był tylko gościem na święta, ale mieszkańcem na stałe!
Mogę się tego dziś trochę obawiać - bać się, że wejście do grobowca coś we mnie uśmierci, czegoś mnie pozbawi. Jednak jeśli się na to zdecyduję, zobaczę, że wiara niczego we mnie nie dewastuje, niczego nie niszczy, a wszystko oczyszcza, udoskonala i ożywia.
"Chrystus żyje i chce, bym ja żył" - pisze Papież Franciszek.
On ŻYJE, bo Zmartwychwstał. I chce, bym ja ŻYŁ, a nie wegetował w mojej wierze. Chce mi dać swojego Ducha, Ducha Chrztu, ożywiającego moją wiarę.
Zły duch trzyma mnie „w przedsionku” wiary i nie pozwala wejść, paraliżując mnie lękiem o to, co Jezus ze mną zrobi, albo co gorsza - co ludzie powiedzą, gdy wejdę w wiarę na poważnie.
Duch Święty, Duch Chrztu zaś sprawia, że moja religijność nie jest „kamienna”, oparta tylko o lokalne tradycje czy rodzinne zwyczaje, niekiedy niezrozumiała, ślepa, odczłowieczająca, przypominająca bardziej konia w kieracie niż wolne dziecko Boże spotykające się ze swoim Ojcem, ale „z ciała”, serdeczna, będąca relacją z Żyjącym Bogiem.
Gdy zaryzykuję i „wejdę do grobowca”, moje życie odmienione poprzez doświadczenie Żyjącego Boga, już nigdy nie będzie takie, jak dotychczas.
Zobaczę, że być z Bogiem i być z dala od Niego to naprawdę nie jest jedno i to samo!
Że On realnie ŻYJE i to żyje w moim życiu! Blisko, pośród moich spraw!
On już mi wszystko przygotował: umarł dla mojego odkupienia, powstał z martwych, odsunął bardzo ciężki kamień, z którym sam bym sobie nie poradził, i pozostawił mi świadków, oznajmiających mi paschalną radość.
Ostatni krok jednak - wejście do grobu, by dostrzec ŻYCIE, należy do mnie. Nikt go za mnie nie zrobi.
+
ks. Karol