Modlitwa za wstawiennictwem świętych - ocb? Na co zwrócić uwagę w modlitwie za wstawiennictwem świętych podpowiada ks. Karol Godlewski.
Miesiąc listopad to czas intensywniejszej pamięci Kościoła pielgrzymującego na ziemi o wieczności - celu tej jego pielgrzymki. Pamięć tą przywołuje zarówno otwierająca listopad Uroczystość Wszystkich Świętych, jak i trwające w tych dniach w naszych parafiach modlitwy za zmarłych. Wieczność jawi się nam w świetle tych dni nie jako jakaś bliżej nieokreślona rzeczywistość, w której wszyscy, którzy się w niej znaleźli, stopią się w jakąś jedną, wielbiącą Stwórcę bezimienną masę, ale jako stan pełen – mówiąc językiem papieża Franciszka – „imion i twarzy” konkretnych osób.
Kolekta otwierającej listopad Uroczystości Wszystkich Świętych zawiera przywołanie przed Bogiem „wstawiennictwa wielu orędowników”. Warto zatem w tych dniach przyjrzeć się będącemu i tak siłą rzeczy „na tapecie” tematowi, jakim jest orędownictwo świętych.
Tekstem biblijnym, który – choć expressis verbis nie zawiera ani słowa o wstawiennictwu świętych – doskonale wyjaśnia jego rolę i znaczenie, jest opis dialogu Jezusa z człowiekiem, który nazywając Pana „nauczycielem dobrym” pyta Go, co ma czynić, by osiągnąć życie wieczne (Mk 10, 17n.).
To wydarzenie przypomina znaną nam z codzienności sytuację, kiedy to mamy sprawę, której załatwienie wymaga przychylności jakiejś ważnej osoby, jawiącej się nam jako postawiona tak bardzo wysoko, że aż niedostępna, wręcz sroga, przytłaczająca tą swoją „ważnością”. Jednak w danej instytucji, na której czele stoi ów potentat, mamy jakiegoś dobrego przyjaciela, którego życzliwości wobec nas możemy być pewni. Przychodzimy zatem do niego i prosimy, by się za nami wstawił, albo też w jakiś sposób naprowadził nas na to, co powinniśmy zrobić, żeby przebić się przez gąszcz procedur i osiągnąć zamierzony przez nas cel.
Taki klimat da się wyczuć w przywołanym, ewangelicznym dialogu. Człowiek przybyły do Jezusa odkrywa, że Rabbi z Nazaretu jest „dobry”. Jednak wydaje się nie być pewnym dobroci Boga, bo pomimo skrupulatnego zachowywania wszystkich przykazań, ma przeczucie, że i tak czegoś mu jeszcze brakuje, by sprostać stawianym przez Stwórcę wymaganiom umożliwiającym przekroczenie progów nieba. Prosi zatem Jezusa o stosowną poradę.
Niekiedy także my w podobnym kluczu odczytujemy obecność świętych w naszej duchowości. Widzimy w nich ludzi dobrych, bliskich, podobnych do nas, mogących zjednać nam przychylność nieznanego bliżej, niedostępnego i surowego Boga.
Tymczasem Jezus, w dalszym ciągu ewangelicznego wydarzenia, nie pozostawia złudzeń: jeżeli jakiś człowiek jest dobry, to tylko dlatego, że w jakimś stopniu odbija nieskończoną dobroć Boga. Ludzka dobroć wobec dobroci Boga ma się tak, jak księżyc do Słońca. Słońce świeci światłem własnym, a księżyc tylko je odbija. „Piękna jak księżyc w pełni” jest Najświętsza Maryja, święci zaś – i ci kanonizowani, ale i ci „święci z sąsiedztwa”, o których świętości w swojej pokorze często nie wiedzieli nawet oni sami – to pozostałe fazy tego księżycowego blasku.
Jezus mówi jasno – Bóg jest dobry! „Nie mówię, że Ja będę musiał prosić Ojca za wami. Albowiem Ojciec sam was miłuje!” (J 16, 26b-27a). Dokładnie to samo mówią nam wszyscy święci: ci, którzy już jasno tę prawdę widzą. Mówią nam to tym głośniej, im głośniej my prosimy ich o przysługę u Boga, niepewni Jego bezpośredniej życzliwości względem nas.
Wniosek z tego taki, że wstawiennictwo świętych to nie tyle ich praca polegająca na przekonywaniu rzekomo nieprzychylnego Boga do nas, ale coś zgoła odwrotnego: przekonywanie nas o wiecznotrwałej, niezmiennej i niezależnej od jakichkolwiek czynników życzliwości Boga względem nas. Jeżeli bowiem na linii „Bóg – ja” pojawiają się jakiekolwiek problemy, to tylko i wyłącznie po tej mojej stronie. To nie Bóg nie chce mi udzielić jakichś swoich dóbr tak, że dopiero wstawiennictwo świętych musi Go do tego jakby przymusić. To ja, i tylko ja, mam problem ze zrozumieniem, że Bóg jest dobry, i że błogosławi mi nie tylko wtedy, kiedy spełnia moje pragnienia, ale także wtedy, kiedy ich dla mojego dobra mi odmawia.
Święci zatem, uczestnicząc w „orędownictwie Ducha” (por. Rz 8, 26), nie tyle proszą Boga za nami, co nas za Bogiem – „Człowieku, uwierz, Bóg jest dobry! Otwórz się na wszystko, co od Niego! Zaufaj Mu i pójdź za Nim!”
Te wstawiennictwo wzmocnione jest przykładem ich życia. Mówił o tym św. Jan Paweł II w jednej z homilii kanonizacyjnych, nazywając świętych „żywymi argumentami na rzecz tej drogi, która wiedzie do Królestwa Bożego, gdyż nie tylko tą drogą szli, ale i doszli do jej celu”.
Stąd też biorą się poszczególne „patronaty” świętych – ich opieka nad konkretną dziedziną ludzkiego życia. Spieszą nam oni z pomocą zwłaszcza w tych obszarach i problemach, z którymi sami szczególnie intensywnie musieli mierzyć się za życia. Ich pomoc zaś to nade wszystko przekonywanie nas, że najlepszym rozwiązaniem każdego problemu jest próba postąpienia w samym jego środku tak, jak postąpiłby sam Jezus Chrystus. Patronat zatem to nie niebiański podział kompetencji rodem z mitologii, ale głoszone przez świętego przykładem swojego życia Słowo Boże, które – jeśli tylko na to pozwolę – także w moim życiu może stać się Ciałem. To jednak temat na osobny artykuł.